wtorek, 3 czerwca 2025

W jazzowym duchu czyli „Księżyc nad Soho" Bena Aaronovitcha


Tytuł: Księżyc nad Soho

Autor: Ben Aaronovitch

Cykl: Rzeki Londynu
Tom: 2
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2025
Liczba stron: 384
Tłumacz: Agnieszka Kalus
Kategoria: Fantastyka
Ocena: 7/10




O Benie Aaronovitchu i jego cyklu Rzeki Londynu czytałam bardzo wiele pochlebnych słów, przede wszystkim jako o klasyce urban fantasy. Nie bez znaczenia były także uwagi o tym, że jest to tak zwane męskie fantasy z policjantem w roli głównej – ponieważ nie przepadam za takim szufladkowaniem, to tym bardziej chciałam tej lektury spróbować. Kiedy więc miałam okazję chwyciłam za pierwszy tom czyli Rzeki Londynu.

Okazało się, że była to intrygująca książka, fantastyka, która faktycznie łamała pewne schematy, miała w sobie wibrację znaną z amerykańskich procedurali a przy tym nowoorleański sznyt. Jej czytanie sprawiło mi przyjemność, choć równocześnie dostrzegałam w niej piętno dekady, która minęła od czasu gdy pan Aaronovitch ją pisał. Jednak z racji na przychylne opinie wielu znawców fantastyki, których opinie sobie cenię, postanowiłam dać Rzekom Londynu kolejną szansę i tak moje ręce wpadł Księżyc nad Soho, a ja zabrałam się do lektury.

Dla siebie wzięła zbity torcik z kremem i lukrem, a dla mnie ciasto czekoladowe z czekoladowym kremem i bitą śmietaną posypaną czekoladą. Zastanawiałem się, czy mnie uwodzi, czy próbuje wprowadzić w śpiączkę cukrzycową.

Londyński policjant pracujący „w wydziale przestępstw gospodarczych znanym jako Szaleństwo” Peter Grant, dostrzega że do ciała zmarłego saksofonisty jazzowego, który rzekomo umarł na zawał podczas występu, przywiązana jest pewna charakterystyczna melodia z lat trzydziestych. To tak zwane vestigium, które jest ściśle związane z magią, jednak znalezienie jej powiązań z Cyrusem Wilkinsonem nie jest tak proste jak Peter miał nadzieję. Szybko okazuje się, że saksofonista nie jest jedyną ofiarą, a w Soho było znacznie więcej tajemniczych zgonów powiązanych z muzycznym światem. Tylko czy można umrzeć na jazz? Im dłużej dochodzenie trwa, tym Grant coraz mocniej chce się tego dowiedzieć, tym bardziej, że sprawa staje się osobista kiedy okazuje się, że związany z nią może być także pewien wybitny choć niespełniony artystycznie muzyk, a prywatnie ojciec Peter.

Po raz kolejny Ben Aaronovitch prowadzi nas mniej lub bardziej zatłoczonymi uliczkami Londynu. Czasami odwiedzamy puby, czasami domy, czasami posterunki, a bywa i tak, że razem z Grantem lądujemy w rzece. Wraz z dochodzeniem skaczemy w czasie, szukamy elementów wspólnych, a równolegle uchylamy rąbka tajemnicy dotyczącego przeszłości szefa Szaleństwa. W dodatku oprócz sprawy dotyczącej jazzowych śmierci pozostawiających melodie na zmarłych, dochodzi także do odrażających zbrodni, które nijak nie mogą uchodzić za zgony naturalne. Niestety Thomas Nightingale wciąż nie doszedł do siebie po wydarzeniach wieńczących Rzeki Londynu, więc póki co Peter musi samodzielnie prowadzić swoje magiczne dochodzenia, a żmudną policyjną robotę osładza mu urocza Simone Fitzwilliam.

W niektórych momentach fabuła zaskakuje, w innych idzie utartymi szlakami, a jednak Księżyc nad Soho intrygował mnie do samego końca. Równocześnie, choć został wydany w tym samym roku co Rzeki Londynu, to w mojej opinii znacznie mniej trącał myszką, aczkolwiek wciąż pojawiają się trudne momenty. Akcja jest dynamiczna, w stosunku do poprzedniej części było nieco mniej wątków „rzecznych”, a więcej policyjnych, dowiadujemy się również nieco więcej o funkcjonowaniu magii i o jej nauczaniu. Całość czyta się dosyć lekko, a wątek jazzu wprowadza przyjemny klimat.

Cieszę się, że dałam panu Aaronovitchowi kolejną szansę, bo Księżyc nad Soho jest w mojej opinii książką znacznie lepiej napisaną niż jej poprzedniczka. Intensywnie wybrzmiewa tu wątek policyjny, londyński i magiczny, a wszystko to w jazzowym rytmie. Drugi tom cyklu sprawił mi całkiem sporą przyjemność czytelniczą i muszę przyznać, że czekam na Szepty pod ziemią.

Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka oraz portalowi BookHunter.pl

sobota, 31 maja 2025

„Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne" Mikołaj Grynberg



Tytuł: Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne

Autor: Mikołaj Grynberg

Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2014
Liczba stron: 304
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
Ocena: 9+/10


Od dawna szykowałam się do przeczytania dwóch książek o tematyce, po którą sięgam bardzo rzadko czyli obozową i było to Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne Mikołaja Grynberga oraz Pasażerkę Zofii Posmysz. Był to plan, który wiedziałam, że prędzej czy później zrealizuję, ale uznałam, że kluczowe jest to żebym na tę lekturę była tak uniwersalnie gotowa. W końcu ten czas przyszedł, na czytniku miałam pierwszą z nich czyli Oskarżam Auschwitz i z otwartym umysłem, ale jednocześnie spodziewając się wielu okrucieństw i okropności, rozpoczęłam lekturę.

Mama nigdy mnie nie dotykała. Ona w czasie Holokaustu umarła w środku.

Tymczasem ze sporym zaskoczeniem odkryłam, że książka Mikołaja Grynberga jest zupełnie inna. Dotyka tematu Zagłady przez pryzmat kolejnych pokoleń czyli dzieci i wnuków uczestników Ocalałych, którzy przeżyli ten koszmar na jawie. Tak się złożyło, że już wcześniej miałam styczność z takim podejściem do dyskusji, ale uważam, że dla wielu będzie to bardzo nowa perspektywa. Równocześnie fakt, że Mikołaj Grynberg spisał ją w formie rozmów sprawia, że ta nowa optyka jest też wyjątkowo szeroka, bowiem ilu rozmówców tyle opinii. Oczywiście pojawiały się elementy wspólne (co jest dosyć oczywiste skoro książka miała konkretny temat przewodni), ale każda osoba miała coś interesującego do dodania, coś czego wcześniej "tu" nie było. 

Wszyscy myślą, że wyzwolenie to szczęście. Mają rację, ale wyzwolenie to też moment, kiedy się orientujesz, że jesteś sam i że nie ma już twojego świata. Nie ma nic i nikogo. Koniec. A ty żyjesz. W czasie wojny żyjesz nadzieją, a potem... już nie ma na co mieć nadziei.

wtorek, 20 maja 2025

Wykuwanie nauki czyli „Wykład, który wstrząsnął światem" Michał Heller



Tytuł: Wykład, który wstrząsnął światem

Autor: Michał Heller

Wydawnictwo: Copernicus Center Press
Data wydania: 2016
Liczba stron: 83
Kategoria: Literatura popularnonaukowa, filozoficzna
Ocena: 7/10




Ostatnio rzadko mam wenę na książki popularnonaukowe, co niespecjalnie mnie dziwi. Spisywanie doktoratu kosztowało mnie bardzo wiele i nie ukrywam wyssało sporo sił nie tylko tych fizycznych, ale też psychicznych. W rezultacie w tematyce okołonaukowej moja praca obecnie stanowczo mi wystarczy. A jednak kiedy wsiadłam do samolotu i szukałam czytnikowej inspiracji, moje spojrzenie padło na Wykład, który wstrząsnął światem i tak już pozostało.

Nie ma co tworzyć tajemnicy - tytułowy wykład przedstawił genialny matematyk Bernhard Riemann, umysł absolutnie wyjątkowy, który stawiał pewne tezy już sto lat temu kwalifikowane jako "najdonioślejsze", a do dzisiaj pozostające kluczowymi hipotezami szukającymi potwierdzenia. Tematyka wykładu habilitacyjnego, wygłoszonego 10 czerwca 1854 dotyczyła geometrii a konkretnie układów współrzędnych, rozmaitości. Jednak książka nie skupia się tylko na tym, bo autor opowiada o trudnej drodze do tego rezultatu, o tym, że nie tylko genialni artyści bywali niedoceniani, bo matematycy także łatwo nie mieli, o liczbach, które nie mogą wyjść z głowy, o szukaniu dowodów i falsyfikacji rezultatów swoich poszukiwań. W końcu jest to też opowieść o nauce, która się zmieniła - w dobie dziesiątek artykułów publikowanych w czasopismach naukowych każdego dnia, z mniej lub bardziej otwartym dostępem i regularnie organizowanych konferencji, na których online lub offline pojawiają się specjaliści z całego świata, trzeba sobie przypomnieć, że kiedyś spora część naukowych wymian odbywała się poprzez najprostszą listowną korespondencję. 

Studiując historię Gaussa, trudno oprzeć się wrażeniu, że problem geometrii nieeuklidesowych - bo już nie tylko problem piątego postulatu - wiązał się z jakimś jego wewnętrznym zapętleniem. Z jednej strony fascynował go, z drugiej jakby budził jakiś lęk. Na pewno Gauss wiedział więcej na ten temat niż był gotów ujawnić. Czy chodziło o dobre imię matematyki, które zostałoby naruszone, gdyby tak ważna jej gałąź - geometria  okazała się zależna od doświadczenia? Trudno jednak przypuścić, żeby Gauss, mając przed oczyma wielki trójkąt, wytyczony przez wierzchołki trzech górskich szczytów, mógł nie pomyśleć o geometrii Wszechświata.

wtorek, 22 kwietnia 2025

Magiczne wyparcie czyli „Instytut Absurdu" Justyny Sosnowskiej



Tytuł: Instytut Absurdu

Autor: Justyna Sosnowska

Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 2024
Liczba stron: 400
Kategoria: Fantastyka, urban fantasy
Ocena: 5/10





Lubię raz na jakiś czas eksperymentować z polskimi autorami, zwłaszcza w dziedzinie fantastyki (choć nie tylko!). Poznałam w ten sposób wiele interesujących pozycji, a wśród nich były i perełki. Czytałam Martynę Raduchowską zanim to było modne, a jej Szamanka dla umarlaków jest według mnie jednym z najlepszych urban fantasy ostatnich lat. Ostatnio podjęłam się lektury Licencji na czarowanie Aleksandry Okońskiej i chociaż nie wszystko mnie w tej książce zauroczyło, to książkę uważam za bardzo udaną i z przyjemnością przeczytałabym kolejne pozycje od tej autorki. Kontynuując przegląd dosyć udanych książek z fantastyki z wydawnictwa SQN, tym razem wybrałam Instytut Absurdu Justyny Sosnowskiej.

Elizę Żaczek musi się zmierzyć z trudną sytuacją - choć wydawało jej się, że dopełniła wszystkich formalności by dostać się na wymarzone dziennikarstwo, to ta sztuka jej się nie udała. Kiedy starcie z dziekanatem nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, pozostały jej tylko dwie możliwości: przeczekanie roku lub dosyć kosztowne studia zaoczne. Eliza zdecydowanie wolałaby drugą opcję, ale nie jest pewna jak ją zrealizować. Jednak zanim zdąży się nad tym dobrze zastanowić dostrzega skradającą się dziwacznie ubraną osobę. Jej dziennikarskie zapędy sprawiają, że podąża za nim i trafia do zamkniętej biblioteki, w której atakują ją mole książkowe. Jakby tego szaleństwa było mało, w końcu ta wyprawa stawia ją na progu Polskiego Instytutu Przypadków Absurdalnych. To wszystko ostatecznie postawiło przed nią nową możliwość - może odejść z instytutu i powrócić do swojego życia sprzed kilku godzin albo zostać stażystką i zarobić na możliwość zaocznej realizacji wymarzonych studiów. 

Na pierwszej stronie widniało pięć kotłów, narysowanych w jednym rzędzie każdy w innym kolorze: żółtym, zielonym, niebieskim, brązowym i czarnym. Nad nimi znajdował się duży napis: „Segregacja odpadów magicznych". Krótka lektura uczyła, że do żółtego kotła należało wyrzucać między innymi stare kociołki, chochle czy miotły, zielony był na szkło, a konkretnie na zużyte fiolki i butelki po eliksirach, niebieski przeznaczono na niepotrzebne książki, zwoje i pergaminy z zaklęciami, brązowy należało zapełnić niewykorzystanymi lub przeterminowanymi resztkami składników różnorodnych mikstur, czyli pijawkami, kłami węży, korzeniami dziewanny, żabim skrzekiem i podobnymi im okropnościami, a czarny gromadził odpady zmieszane. 

wtorek, 8 kwietnia 2025

KPC czyli pierwsze Kwartalne Podsumowanie Czytelnicze w 2025

Pamiętam przejście z 1999 w 2000 lepiej niż sama bym się spodziewała. Dzieci nie zapominają witania nowego roku pod Pałacem Kultury. Od tego dnia minęło 25 lat (sic!) i przenigdy nie spodziewałam się, że będę w miejscu, w którym jestem dzisiaj. Szmat czasu, w którym zmieniło się absolutnie wszystko, ale równocześnie tak niewiele, bo jednak wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej można dostrzec, że historia kołem się toczy. Co zabawne te 25 lat to także początki mojej samodzielnej przygody z książkami - to dla mnie symboliczne, bo na "liczniku" mam 977 książek, a zatem wygląda na to, że z okazji 25lecia czytania zaserwuję sobie 1000 lekturę. Jednak to pieśń przyszłości, a tu i teraz podsumowanie pierwszego kwartału!

W ciągu ostatnich 3 miesięcy po raz pierwszy przeczytałam 16 książek, a 9 czytałam powtórnie. Miałam moment zastoju, potrzebowałam relaksu i powróciłam do lektur mi znanych, lekkich i lubianych. Także był to bardzo zaczytany kwartał. Obejrzałam sześć filmów, a dwa mogę polecić - Pokój nauczycielski oraz Brexit. Oba potężnie dają do myślenia, a trawiłam je ponad miesiąc. Jeśli chodzi o seriale to tylko dwa zasługują na wspomnienie - Diuna: Proroctwo znacznie lepsza niż się spodziewałam oraz Dojrzewanie, pozostałe to były mniejsze lub większe porażki. Chociaż warto wspomnieć, że dwa oglądam co tydzień po jednym odcinku i mam głębokie przekonanie, że to są naprawdę dobre produkcje. Pierwsza to Daredevil: Odrodzenie, nie miałam w planach oglądać go w najbliższym czasie, a jednak przyjaciel mnie zachęcił i ku mojemu zdumieniu to jest naprawdę intrygujący serial, który choć pozostaje w tematyce superbohaterów, to dotyka go z zupełnie innej, dosyć nieoczekiwanej dla mnie strony, a w dodatku robi to w zaskakująco pogłębiony sposób. Drugim jest Koło czasu - wielbiciele cyklu Roberta Jordana dokończonego przez Brandona Sandersona pomstują na odstępstwa fabularne, ale mnie ten serial przekonuje. Lubię go, uważam, że to kawał dobrej i ciekawej fantastyki.

Wracając jednak do książek - o ile czytało mi się świetnie, o tyle pisało mi się znacznie ciężej. Bez wątpienia mocno odbiły się na mnie wydarzenia kończące tamten rok, znacznie bardziej niż początkowo sądziłam. Nie mogłam odnaleźć siebie, brakowało mi słów, a kreatywność spała. Na szczęście druga połowa marca w końcu przyniosła przełamanie i jest znacznie lepiej!

wtorek, 1 kwietnia 2025

Ku pamięci wszystkich, którzy już jej nie mają „Zwierzoksiąg. Na tropie zaginionych wspomnień" Mickaëla Brun-Arnauda


Tytuł: Zwierzoksiąg. Na tropie zaginionych wspomnień

Autor: Mickaël Brun-Arnaud

Cykl: Zwierzoksiąg
Tom: 1
Wydawnictwo: Babaryba
Data wydania: 2024
Liczba stron: 296
Tłumacz: Paweł Łapiński
Kategoria: Literatura dla dzieci
Ocena: 8/10


Chociaż nie mam dzieci, to dziecięce książki nieustająco uwielbiam i nie ustaję w poszukiwaniach najbardziej czarujących pozycji na rynku. Tym razem miałam możliwość przeczytać pierwszy z czterech dotychczas wydanych tomów cyklu Mickaëla Brun-Arnauda pt. Zwierzoksiąg.

Pewnego dnia Leśną Księgarnię prowadzoną przez lisa Archibalda odwiedza jego przyjaciel kret Ferdynand. Okazuje się, że lata temu krecik pozostawił w w jego księgarni swój pamiętnik, który teraz gdy wspomnienia go opuszczają byłby mu niezwykle potrzebny. Niestety jedyny egzemplarz wspomnień zniknął z półki Leśnej Księgarni, a Ferdynand przyznaje, że choruje na zapominalię i z jej powodu nie pamięta co stało się z jego ukochaną Malwiną, co jest dla niego niezwykle bolesne. Archibald decyduje się pomóc przyjacielowi i razem wyruszają w podróż śladami przeszłości z nadzieją, że odzyskają i pamiętnik, i informację co stało się z bliskimi Ferdynanda. 

Kret zdezorientowany patrzył na to, co próbował mu pokazać przyjaciel. W lewej łapie lis trzymał fotografię, którą przysłała Elżbieta. Z kolei w drugiej miał piątą i ostatnią odbitkę z koperty, która pchnęła ich do tej całej przygody. A niech to rzepa i kalarepa! Znajdował się na nich ten sam dom!

niedziela, 30 marca 2025

Stojąc na drodze bogów czyli „Kłopoty Wyraju" Michała Jankowskiego



Tytuł: Kłopoty Wyraju


Autor: Michał Jankowski


Wydawnictwo: Michał Jankowski
Data wydania: 2025
Liczba stron: 318
Kategoria: Fantastyka
Ocena: 7/10





Wśród wielu książek poruszających słowiańskie klimaty nieczęsto pojawiają się takie, które osadzają ten wątek we współczesnych światach. Do głowy przychodzi mi oczywiście cykl Szeptucha Katarzyny Bereniki Miszczuk i trzeci tom Gołoborza Aleksandry Seligi, ale niewiele więcej. Tymczasem według mnie jest to rejon warty literackiej eksploracji, który może czytelnikom jeszcze wiele zaoferować. Z tej możliwości postanowił skorzystać Michał Jankowski, autor Czasu Wielkiej Wody, debiutu, który zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. 

Kiedy Lech Dębski zostaje wezwany na miejsce zabójstwa młodej rusałki, nie mógł się spodziewać, że jest to pierwszy krok ku Jaromrokowi - wielkiej bitwie Peruna i Welesa, która jest znakiem końca świata jaki znamy. Jednak kiedy po pierwszej ofierze, pojawiają się kolejne, dla leszego staje się jasne, że sytuacja wymyka się spod kontroli. To co miało być odrażającym, ale jednak pojedynczym aktem przemocy, okazuje się preludium do prawdziwej katastrofy, w której wielu straci życie, a jeśli Lech nie podejmie walki, to może się okazać, że skutki będą o wiele bardziej tragiczne i zgubne niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. 

Piękno każdej kultury tkwi w jej odrębności. Zmieszaj wszystkie kolory i powstanie czarny kleks.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...